Panny z Łyczakowa
1583
tytuł:
Panny z Łyczakowa
gatunek:
wiązanka melodii lwowskich
muzyka:
słowa:
(Ballada o Gródku - Budzyński)
Gdy zagrają Gródek-marsza mandoliny
Każde lwowskie serce radość ma
I śpiewają chłopcy i dziewczyny
Siup, tra la, la, la, la...
Idą z gitarą, struny szczypajo
I Gródek-marsza dziś grają nam
A księżyc blady do serenady
Przyświeca i patrzy się ciekawy w okna
wszystkich żeńskich dam
(Gródek-Marsz – Marsz Gródecki)
Przyszli aż na Batorego
I zagrali gródeckiego
Naśpiwali, nagwizdali
I za bramę, nic nie dali
(Bal u weteranów - anonim)
Dzisiaj bal u weteranów
Każdy zna tych panów
Bo tam co niedzieli
Jest zabawy wieli
A kumitet wstępu bierzy
Czterdzieści halerzy
Bo si tak należy
Ta już, ta już
A muzyczka, ino, ano
A muzyczka rżnie
Bo przy tej muzyczce
Gości bawią się wesoło
A muzyczka rżnie
Bo przy tej muzyczce
Gości bawią się wesoło
Wszystko jedno, czy to męska
Czy to damska jest
Byli tylko rżnęła
Fest a fest
(Tango łyczakowskie - Haber - Springer&Springer)
Hulaj braci, fajnu
Gdy harmonia gra
Bier baby pód pachi
Bóg ci zdrowi da
Wszendzi, braci, hulaj
Gródyk, Kliparów
Po sali katulaj
Ta ni ma, jak nasz Lwów
(???)
Bodaj się kochanie
To nigdy nie śniło
Gdy się przyjdzie rozstać
To sercu niemiło
Gdy się przyjdzie rozstać
To sercu niemiło
(Marsz lwowskich dzieci - muz. Maurycy Fall)
W dzień deszczowy i ponury
Z Cytadeli idą, z Góry
Szeregami lwowskie dzieci
Idą tułać się po świeci
Na granicy Czarnogórza
Czeka ich mitręga duża
Może uda się, że powrócą zdrów
I zobaczą miasto Lwów
29.04.2016
Objaśnienia:
1)
Batorego
-
ulica Batorego, jedna z główniejszych ulic lwowskiego śródmieścia
2)
katulać
-
(gw. lw.) turlać, przemieszczać, toczyć (się)
3)
mitręga
-
mozolna, męcząca, zwykle nieefektywna praca
słowa kluczowe:
Szukaj tytułu lub osoby
Wykonawcy:
Wykonawcy:
Posłuchaj sobie
0:00
0:00
Etykiety płyt
https://www.youtube.com/watch?v=vexTGzP_ExE
słowa i muzyka: Marian Hemar
tekst:
http://www.cracovia-leopolis.pl/index.php?pokaz=art&id=122
14: (Batórego?) -> Batorego
(W "Lwowskich piosenkach" (Habela, Kurzowa) na str. 111 dano jak "Przyszli my na Baturegu" -- z wyjaśnieniem, że "Baturegu -- ulica Batorego, jedna z główniejszych ulic lwowskiego śródmieścia..."
osiem -> ósmy
ale z oficjalnego na ludowy:
koń -> kóń
nie przejdzie…
Batóregu od Batorego w piśmie byłoby naturalne. „O” wymienia się na „ó”. Nawet wygląda bardziej węgiersko.
...Gdy zagraju Gródyk-Marsza manduliny,
każdy lwoski sercy raduść ma...
(tj. jest jakaś różnica między "u" i "ó" -- moze "ó" jest ogólnopolskie, a "u” lwowskie)...
Wszystkie wersy 2...18 pochodzą z tego samego marszu -- wg. Habeli i Kurzowej to zwrotki 1, 2, 6 (dwa pierwsze wersy) i 12 (dwa pierwsze wersy). Muzyka w 1 i 2 różni się od 6 i 12. I nie ma wzmianki o Budzyńskim, lecz "Gródek-Marsz -– Marsz Gródecki" to jest ogólny tytuł.
15: gródeckiego -> Gródeckiego
„Tam, na Łyczakowie”
Ignacy Szenfeld – „Tam, na Łyczakowie”
Przyśnił mi się sen: szerokim gościńcem, wiodącym od Janowca ku rogatce łyczakowskiej, szli rzędem niczym w tyralierce batiary łyczakowskie. Na głowie mieli maciejówki "sadełkiem" zwane, na grzbiecie białe płócienne kaftany, wyglansowane pikulety na nogach.
W ręku każdy trzymał harmonię, których rozciągnięte miechy chrapliwie rzęziły "Łyczakowskie tango":
Na Łyczaków, gdy pojedziesz, ta joj!
Wszędzie słyszeć będziesz ten gwizd
Łyczakowski hymn już muzyczka gra,
śpiewa z nami naszej wiary ćma.
Hulaj, hraci, fajno, gdy harmonia
Bier baby pod pachy! Bóg ci zdrowie da!
gra!
Wszeńdzi, braci, hulaj - Gródek, Kliparów!
Po sali katulaj! Nima, jak nasz Lwów!
A im naprzeciw od Bogdanówki w kierunku rogatki gródeckiej maszerowali zwartą gromadą inne batiary - elita Gródka. Ci mieli na głowie kraciaste kaszkiety z szerokim daszkiem, ich pierś opinały kusawe "maryniurki", spod szerokich kloszy spodni wyzierały kombinowane kamasze. Na piersi mieli przewieszone, niczym broń do ataku, "banduryny" - pękate mandoliny. Migocącymi piórkami szarpali struny i zgodnym chórem śpiewali:
Zum-zum, tra-ta-ta-, ta da rada-ra, ta-ta, tadarate, ta!
gdy zagrają Gródek-marsza mandoliny,
każde lwowskie serce radość ma
i śpiewają chłopcy i dziewczyny:
Siup, trala, lala, la!
Idą z gitarą struny szczypają,
i Gródek-marsza dzisiaj grają nam,
a księżyc blady, do serenady,
przyświeca i patrzy ciekawy
w serca wszystkich gródeckich dam!
Obudziłem się, a w uszach mi jeszcze pitoliły łyczakowskie harmonie, i brzdąkały gródeckie mandoliny. To w sennej podświadomości przełamywał się wielotetni spór dwóch przedmieść o prymat swoich batiarów. Jako wychowanek Gródka przez długie lata nie mogłem być bezstronny, patriotyzm dzielnicowy brał górę. Ale na stare lata przyszło opamiętanie i obiektywna ocena. Pomogło mi przestudiowanie starych kronik Lwowa. Oddaję więc sprawiedliwość przedmieściu łyczakowskiemu.
Przeciętny obywatel Lwowa niewiele wiedział o odrębnym świecie tego przedmieścia i o odrębnym typie lwowianina, który tam mieszkał.
Powstanie swe datuje Łyczaków od czasów Kazimierzowskich, a w dokumentach przysądzających jego mieszkańcom kompleks gruntów na Pasiekach są powołane przywileje Jagiellonów. Ale z czasem zagony tatarskie zagarnęły w jasyr niemal całą rdzenną ludność ruską, która też częściowo porzuciła swoje osady. Trzeba więc było sprowadzić osadników, przeważnie wolnych chłopów z Mazowsza, którzy szybko zlali się z tutejszą ludnością.
Czysto mazurski typ zachował się do ostatka na Mazurówce, Cetnerówce i Pasiekach. Jego wybitną cechą jest gorąca krew mazurska, rezolutność, zmysł do handlu i przemysłu. Zachowało się to również w pieśni, w słynnych "łyczakowskich krakowiakach".
Gdy zniknęły w Galicji jurydyki szlacheckie, pojawiło się odrębne przedmieście.
Tam na Łyczakowie rośnie biała brzoza,
łyczakowski chłopiec urwał się z powroza.
Tak oto jeden z krakowiaków charakteryzuje pierwszych batiarów, którzy panowali na terenie od ul. św. Piotra do Janowca. Rodowity łyczakowianin odznacza się lokalnym patriotyzmem i uważa się za coś wyższego od przeciętnego mieszkańca miasta, którego nazywał "kabanem" i z trudem tolerował. Często zdarzało się, że miejski facet zapuścił się samopas "na piaski", wracał z podbitym okiem lub guzem na czole, albowiem jakiemuś batiarydze nie spodobała się jego facjata. Miejskiego paniczyka mogli obić bez najmniejszego powodu. Jeszcze gorzej bywało, gdy elegancik próbował amorów z łyczakowską dziewoją. Bito go wtedy niemiłosiernie specjalnymi prętami, przypominającymi kół z płotu.
Arystokrację starego Łyczakowa stanowili krupiarze, rzeźnicy i garbarze. To były zajęcia stałe na zimę, a w lecie szło się na mularkę.
Były też zajęcia sezonowe: przed Bożym Narodzeniem klecono szopki, sprzedawano później na Rynku.
Do ulubionych zajęć należało też go łębiarstwo, uprawiane nie tylko dla sportu, ale i na handel. Ubocznym przemysłem był handel ptaszkami śpiewającymi, które łowiono w siatki i samotrzaski. Ongiś na placu Strzeleckim, a później na Starym Rynku była ptasia targowica. Policja starała się nie dopuścić do takiego handlu, więc ptasznik łyczakowski nosił swój towar w kieszeni.
Na widok amatora, padało pytanie:
- Chce pan dzwońca kupić? - i już z kieszeni spodni lub kurtki wyzierała główka ptaszka. Jeśli gość nie chciał dzwońca, to pokazywano mu coś z drugiej kieszeni: - To może ładnego cziżika? - Jeżeli klient okazywał się zbyt grymaśny i "kręcił gitarę", to mu pokazywano coś zupełnie innego ze stosowną propozycją.
Mazurówka była od niepamiętnych czasów osadą czysto piaskarską. Piasek dobywano z pobliskiej Góry Piaskowej, a piaskarze obchodzili ulice i podwórza, gromko
zachwalając swój towar. Piaskarz z Mazurówki nie uznawał zabawy bez śpiewek i harmonii, którą kupował sobie za uciułane grosze nawet z uszczerbiem dla żołwlka. Można się było obyć bez butów, ale nie bez harmonii. Kiedy powojenne bezrobocie zaczęło dotkliwiej doskwierać, coraz to smętniej płakały tony harmonii, wtórując coraz to smutniejszym przyśpiewkom:
Trzymaj fasun, Mańka,
Chociaż z tobą bida,
Kupię ci ja meszty,
Sprzedaż je u Żyda …
Górny Łyczaków od cerkwi św. Piotra i Pawła aż po rogatkę miał swoje sławetne zajazdy i szynkownie, takie jak gospoda Otawichy, Hotel de Laus, lub szynk "U Łysego
Maćka", gdzie zapijano transakcje handlowo-przemysłowe i uroczystości rodzinne, takie jak zaręczyny i stypy. W ostatni wtorek zapusty odbywało się w "Hotelu de Laus" chowanie do grobu basa. Zbierano się o północy na zabawę, obchodzono z kuflami piwa lub kieliszkami "baczewskiego" pochodem procesjonalnym cały lokal, po czym otwierano szynkwas i wkładano weń basetlę, przy czym wygłaszano śmieszne przemówienia pogrzebowe z dwuznacznymi przyśpiewkami:
Na nic twoje ryki,
Nie pomogą krzyki,
Już nie rypniesz, basie,
Nie pomachasz smykiem ...
Pląsano przy muzyce aż do rana, ale już bez basetli.
I jeszcze miał górny Łyczaków jedną osobliwość. Była to tak zwana "dziadownia", czyli dziadowska oberża w Krzywczycach, dokąd złazili się dziady z całego miasta.
Prowadząc wspólne życie, tworzyli swego rodzaju dziadowską republikę.
Aż kiedyś się dziady tak rozwydrzyły, że zatruwały życie okolicy, przepędzono ich precz. Przenieśli się przeważnie na Kleparów, gnieżdżąc się w magazynowanym
na rogatce janowskiej sianie. Dużo ich tam zginęło, kiedy wzniecili straszny pożar.
Górny Łyczaków w odróżnieniu od Zamarstynowa i Kleparowa bandytyzmem specjalnie się nie odznaczał, ale wsławił się kilkoma głośnymi ze swego temperamentu
awanturnikami. I tak murarz Kuba Pelc pewnej niedzieli podczas zabawy w karczmie za rogatką, zwanej "Babski korzeń", powrzucał do studni głową w dół jednego po drugim 9 grenadierów austriackich, chłopów na schwał. Po Kubie panował na Łyczakowie Kasper Smoleński, póki go nie zdetronizował słynny zawadiaka Antoni Plecion.
Z amatorstwa zajmował się on również przymytem. Gdy pewnego razu przerzucał przez granicę stado cieląt z Krzywczyc, a stniżnicy chcieli go przetrzymać, połamał im karabiny i pobił dotkliwie. Poczet słynnych "kozaków" zamykają rzeźnik Teofil Berliński i murarz Tomasz Iwanowski. Ich taktyka wojenna polegała na niespodziewanym
wtargnięciu w jakieś większe skupisko i zrobieniu zamieszania. A potem już bili dokoła kogo dopadli i zanim ochłonęli, kłaniali się pięknie i odchodzili, jakby nic nie zaszło. To o nich mówi pieśń ludowa:
O północy się zjawili
Jakiś dwa cywili
Gemby podrapane,
Włosy jak badyli.
Nic nikomu nie mówili,
Tylko mordy zbili
I tak zakończyli, taj już, taj już.
Tak kiedyś żyli i bawili się łyczakowskie batiary, ale czasy się zmieniały i ludzie się zmienili.
Zmieniła się również topografia górnego Lyczakowa. Miejsce "diabełskiego młyna" na lyczakowskiej debrze zajął piękny park z pomnikiem Bartosza Głowackiego i boisko "Sokoła", zniknął browar Grunda z piwiarnią i ogródkiem, powstał wspaniały kościół Matki Boskiej Ostrobramskiej w formie starochrześcijańskiej bazyliki z wysoką kampanilą. Wprawdzie trzeba było szerokim lukiem omijać lesienicką fabrykę drożdży, fetor stal tam okropny, ale wyprawa na "Czartowską Skałę" należała do najatrakcyjniejszych wycieczek podmiejskich.
Burdy dawno się skończyły, przybyszowi z miasta nie groziło żadne mordobicie. Łyczakowski batiar wprawdzie nie skapcaniał, ale się wyraźnie ustatkował. Filutenry
ścichapęk, który wprawdzie "pluskwy" nie szuka, ale lepiej mu na nagniotek nie nadeptać. Uosabia go Tońcio z lwowskiej "Wesołej Fali".
Pełny tekst "Gródek-Marsza" z "Lwowskich piosenek": https://bibliotekapiosenki.pl/utwory/Grodek_Marsz/tekst
Ale wszystkie trzy notatki podano tutaj w znacznie skróconej formie. I "ni żadyn" jest napisane w książce osobno.