Wiejskie amory
925
tytuł:
Wiejskie amory
gatunek:
scena komiczna
muzyka:
słowa:
jak się chłopu robi źle
Czemuś, Maryś, taka zła
to ci kochać tobie trza
Idźże, Wojtek, idźże precz,
to nie dla mnie tako rzecz
Głupiaś, Maryś, każdy wie,
że na Wiosnę wszystko chce!
- A ja nie chcę!
- Ale byś chciała?
- Czego chciała?
- No, czego? Dyć gębusi!
- Łobędzie sie, mom czasu dość.
- Oj, żebyś się czasem nie spóźniła!
- Gdzie, niby do czego?
- Do wydania się za chłopa.
- O, już ja by wiedziała, kiej mi trza za mąż wyjść.
- Ale, widzisz, tero je Wiosna, powietrze rozbiro.
- Jo to sie sama rozrbirom, mnie powietrze na nic.
- Jo się rozbirom z ubrania, ale widzisz, ja nie ło tem.
- O! A ło cem?
- Ło tem inkszym rozbiraniu, co to aż ci jak mrowie po skórze i kościach chodzi.
- Chodzi ci? A, no to się wykómp i zmień koszule, to mrowie stracisz.
- O czym ty, Maryś, gadasz? Cy nie rozumisz, że na Wiosnę wsyćko sie raduje, młodnieje, kwiaty kwitną, bociany klekocą...
- No, no, no ino nie o bocianach! Cie, co to znów za przymówki, widzis go - Wiosna, kwiaty, a o łokcem insem myśli...
- No to odłożymy to na lato!
Przyjdzie lato, już cie cli,
wtedy gęby nadstaw mi.
Hej, poszłabym choćby w las
w ten upalny, letni czas.
Jaguś, chodzę niby cień,
więc swój upór, proszę, zmień,
bo gdy powiesz ”tera chcę”
to ja powiem ”a jo nie”.
- Ty powiesz ”nie”? A myślisz, że ja tako skora?
- Zmienisz się, zmienisz, jak tylko miłowania zakosztujesz.
- Skosztować to mogę, ale nie tero.
- A kiedy? Dyć na to Bóg stworzył niewiasty i chłopów, żeby im było przyjemnie żyć na świecie.
- Tak. Niby dobrze tłumaczysz, ale...
- Ale co?
- No, Maryś, dyć lato jest. Czy ci sie serce nie weseli, jak patrzysz na te wszystkie pola ze zbożem, na te łąki z kwiatami, na to słoneczko na niebie, na te ptaszki na drzewach i to bydełko w oborze...
- Idź, chorobo, idź, weź te łapę, bo jak cie gruchnę bez łeb, to gwiady łobocys! Te!
- Gruchnij mnie, Maryś, gruchnij. To będzie znak, że mnie miłujesz. Widzisz - kto się lubi, to się czubi!
- Ale jo nie taka!
- Taka, taka samiuteńka, jak i inne. A po weselu zmienisz swój upór?
- Nic zmieniać nie bede! Jak me chcesz taką, jaką jestem, to...
- To co?
- To... Łolaboga, laboga, kiej mi nie może bez gardło przejść...
- No to mnie miłujesz, Maryś !? Ojejej!
- Jasiek, Jasiek, puść me, laboga, choćby kto łobacy, puść me.
- A niech łobacy, psiakrew, bedzie nam ino zazdrościł! Ślinka mu poleci i zyza dostanie.
06.08.2018
Objaśnienia:
1)
laboga
-
o rety! o mój Boże! łejery! matko moja!
2)
wiosna
-
wiadomo, ale lato jest super! Najlepsze!
3)
tem
-
tym
słowa kluczowe:
Tekst od Iwony.
Szukaj tytułu lub osoby
Wykonawcy:
Wykonawcy:
Posłuchaj sobie
Etykiety płyt
jak się chłopu robi źle
Czemuś, Maryś, taka zła
to ci kochać tobie trza
Idźże, Wojtek, idźże precz,
to nie dla mnie taka rzecz
Głupiaś, Maryś, każdy wie,
że na wiosnę wszystko chce!
- A ja nie!
- Ale byś chciała?
- Czego chciała?
- No, czego? Dyć gębusi!
_ Łobędzie sie, mom czasu dość.
- Oj, żebyś się czasem nie spóźniła!
- Gdzie, niby do czego?
- Do wydania się za chłopa.
- O, już ja by wiedziała, kiej mi trza za mąż wyjść.
- Ale, widzisz, tero je wiosna, powietrze rozbiro.
- Jo to sie sama rozrbirom, mnie powietrze na nic.
- Jo się rozbirom z ubrania, ale widzisz, ja nie ło tem.
- A ło cem?
- Ło tem inkszym rozbiraniu, co to aż ci jak mrowie po skórze i kościach chodzi.
- Chodzi ci? A, no to się wykump i zmień koszule, to mrowie stracisz.
- O czym ty, Maryś, gadasz? Ty nie rozumisz, że na wiosnę wsyćko sie raduje młodnieje, kwiaty kwitną, bociany klekocą...
- No, no, no ino nie o bocianach! Cie, co to znów za przymówki, widzis go - wiosna, kwiaty,
a o łokcem insem myśli...
- No to odłożymy to na lato!
Przyjdzie lato, już cieplej,
wtedy gęby nadstaw mi.
Hej, poszłabym choćby w las
w ten upalny, letni czas.
Jaguś, chodzę niby cień,
więc swój upór, proszę, zmień,
bo gdy powiesz "tera chcę"
to ja powiem "a jo nie".
- Ty powiesz "nie"? A myślisz, że ja tako skora?
- Zmienisz się, zmienisz, jak tylko miłowania zakosztujesz.
- Skosztować to mogę, ale nie nie tero.
- A kiedy? Dyć na to Bóg stworzył niewiasty i chłopów, żeby im było przyjemnie żyć na świecie.
- Tak. Niby dobrze tłumaczysz, ale...
- Ale co?
- No, Maryś, dyć lato jest. Czy ci sie serce nie weseli, jak patrzysz na te wszystkie pola ze zbożem, na te łąki z kwiatami, na to słoneczko na niebie, na te ptaszki na drzewach i to bydełko w oborze...
- Idź, chorobo, idź, weź te łapę, bo jak cie gruchnę bez łeb, to gwiady łobocys! Te!
- Gruchnij mnie, Maryś, gruchnij. To będzie znak, że mnie miłujesz. Widzisz - kto się lubi, to się czubi!
- Ale jo nie taka!
- Taka, taka samiuteńka, jak i inne. A po weselu zmienisz swój upór?
- Nic zmieniać nie bede! Jak me chcesz taką, jaką jestem, to...
- To co?
- To.. Łolaboga, laboga, kiej mi nie może bez gardło przejść...
- No to mnie miłujesz, Maryś !? Ojejej!
- Jasiek, Jasiek, puść me, laboga, choćby kto łobacy, puść me.
- A niech łobacy, psiakrew, bedzie nam ino zazdrościł. Ślinka mu poleci i zyza dostanie.