San Benedetto
1455
tytuł:
San Benedetto
„Bianka”, „Nad brzegiem morza w San Benedetto”
gatunek:
piosenka
muzyka:
słowa:
W jasny, słoneczny, wiosenny czas
Nad brzegiem morza w San Benedetto
Chłopiec w dziewczynie zakochał się raz
Nic w tym dziwnego, lecz gdyby nie to
Że w górze słońce świeciło tak
Nikt by nie wiedział w San Benedetto
Że mógł się zdarzyć podobny fakt
Ale jak się nie zakochać, kiedy słońce namawia od poranka
Kiedy morze o kochaniu opowiada bez przerwy w ciągu dnia
Ale jak się nie zakochać, gdy dziewczyna nazywała się Bianka
Miała usta takie słodkie, jak wiśnie czerwone, jak krew
Nad brzegiem morza w San Benedetto
Niespodziewanie któregoś dnia
Nad brzegiem morza w San Benedetto
Rzuciła chłopca dziewczyna zła
Nic w tym dziwnego, lecz gdyby nie to
Że głupi chłopiec rozpaczał tak
Nikt by nie wiedział w San Benedetto
Że mógł się zdarzyć podobny fakt
Ale jak tu nie rozpaczać, kiedy słońce przypomina od poranka
Kiedy morze opowiada o kochaniu bez przerwy w ciągu dnia
Ale jak tu nie rozpaczać, gdy dziewczyna nazywała się Bianka
Miała usta takie słodkie, jak wiśnie czerwone, jak krew
Ale jak tu nie rozpaczać, kiedy wieczór już zapadać zaczyna
Kiedy gwiazda za gwiazdą spada w otchłań, w to morze bez dna
Kiedy księżyc się dziwi, gdzie podziała się ona, ta jedyna
Więc rozpaczał głupi chłopiec, więc rozpaczał po nocach i za dnia
A morze razem z nim
Wzdychało: ”Bianko, wróć”
A morze razem z nim
Szeptało: ”Bianko, wróć”
I odtąd w szumie fal
Pozostał dźwięk tych słów
W San Benedetto
Gdy nad morzem wschodzi nów
(tekst autorski od MGJ)
Nad brzegiem morza w San Benedetto,
W jasny, słoneczny, wiosenny czas...
Nad brzegiem morza w San Benedetto,
Chłopiec w dziewczynie zakochał się raz...
Nic w tym dziwnego — lecz, gdyby nie to,
Że słońce w górze świeciło tak —
Możeby nigdy w San Benedetto
Nie mógł się zdarzyć podobny fakt!
Ale jak się nie zakochać,
Kiedy słońce namawia od poranka?
Kiedy morze o kochaniu
Opowiada bez przerwy w ciągu dnia?
Ale jak się nie zakochać,
Gdy dziewczyna nazywała się Bianka?
Gdy — jak wiśnie dojrzałe
Takie słodkie czerwone usta ma?!
Ale jak się nie zakochać,
Kiedy wieczór już zapadać zaczyna?
Kiedy księżyc tak nagle
Z ponad morza do góry się wzbił?!
Kiedy serce podpowiada,
Że to ona — że to właśnie ta jedyna!
Więc zakochał się chłopiec,
Więc zakochał się na zabój — z całych sił!
A morze razem z nim
Wzdychało: Bianko ma!
A morze razem z nim
Szeptało: Bianko ma!
Świat cały razem z nim
Powtarzał słowa dwa —
Nie, tylko: Bianko... Bianko... Bianko... Bianko... ma!
Nad brzegiem morza w San Benedetto,
Niespodziewanie, któregoś dnia...
Nad brzegiem morza w San Benedetto,
Rzuciła chłopca dziewczyna zła!...
Nic w tym dziwnego — lecz gdyby nie to,
Że głupi chłopiec rozpaczał tak,
Nikt by nie wiedział w San Benedetto,
Że mógł się zdarzyć podobny fakt!
Ale jak tu nie rozpaczać,
Kiedy słońce przypomina od poranka?
Gdy tęsknoty za dziewczyną
Nie potrafi zagłuszyć morza śpiew?
Ale jak tu nie rozpaczać,
Gdy dziewczyna nazywała się Bianka?
I gdy usta miała słodkie,
Niczem wiśnie — i czerwone, jak krew?!
Ale jak tu nie rozpaczać,
Kiedy wieczór już zapadać zaczyna?
Kiedy gwiazda za gwiazdą
Spada w morze — jak w przepaść bez dna!?
Kiedy księżyc się dziwi —
Gdzie podziała się ona — ta jedyna?
Więc rozpaczał głupi chłopiec,
Więc rozpaczał po nocy i za dnia!...
A morze razem z nim
Wzdychało: Bianko, wróć!
A morze razem z nim
Szeptało: Bianko, wróć!
I odtąd w szumie fal
Pozostał dźwięk tych słów...
W San Benedetto — gdy nad morzem wschodzi nów!...
19.08.2019
słowa kluczowe:
Tekst od X.
W jasny, słoneczny, wiosenny czas
Nad brzegiem morza w San Benedetto
Chłopiec w dziewczynie zakochał się raz
Nic w tym dziwnego, lecz gdyby nie to
Że w górze słońce świeciło tak
Nikt by nie wiedział w San Benedetto
Że mógł się zdarzyć podobny fakt
Ale jak się nie zakochać, kiedy słońce namawia od poranka
Kiedy morze o kochaniu opowiada bez przerwy w ciągu dnia
Ale jak się nie zakochać, gdy dziewczyna nazywała się Bianka
Miała usta takie słodkie, jak wiśnie czerwone, jak krew
Nad brzegiem morza w San Benedetto
Niespodziewanie któregoś dnia
Nad brzegiem morza w San Benedetto
Rzuciła chłopca dziewczyna zła
Nic w tym dziwnego, lecz gdyby nie to
Że głupi chłopiec rozpaczał tak
Nikt by nie wiedział w San Benedetto
Że mógł się zdarzyć podobny fakt
Ale jak tu nie rozpaczać, kiedy słońce przypomina od poranka
Kiedy morze opowiada o kochaniu bez przerwy w ciągu dnia
Ale jak tu nie rozpaczać, gdy dziewczyna nazywała się Bianka
Miała usta takie słodkie, jak wiśnie czerwone, jak krew
Ale jak tu nie rozpaczać, kiedy wieczór już zapadać zaczyna
Kiedy gwiazda za gwiazdą wpada w otchłań, w to morze bez dna
Kiedy księżyc się dziwi, gdzie podziała się ona, ta jedyna
Więc rozpaczał głupi chłopiec, więc rozpaczał po nocach i za dnia
A morze razem z nim
Wzdychało: "Bianko, wróć"
A morze razem z nim
Szeptało: "Bianko, wróć"
I odtąd w szumie fal
Pozostał dźwięk tych słów
W San Benedetto
Gdy nad morzem wschodzi już
44: już -> nów
Pełny autorski tekst (z https://staremelodie.pl/roznosci/piosenki_ref-rena-mgj.pdf -- str. 52-53) (linijce 2 i 3 tu były przestawione, prawdopodobnie pomyłkowo):
Nad brzegiem morza w San Benedetto,
W jasny, słoneczny, wiosenny czas...
Nad brzegiem morza w San Benedetto,
Chłopiec w dziewczynie zakochał się raz...
Nic w tym dziwnego — lecz, gdyby nie to,
Że słońce w górze świeciło tak —
Możeby nigdy w San Benedetto
Nie mógł się zdarzyć podobny fakt!
Ale jak się nie zakochać,
Kiedy słońce namawia od poranka?
Kiedy morze o kochaniu
Opowiada bez przerwy w ciągu dnia?
Ale jak się nie zakochać,
Gdy dziewczyna nazywała się Bianka?
Gdy — jak wiśnie dojrzałe
Takie słodkie czerwone usta ma?!
Ale jak się nie zakochać,
Kiedy wieczór już zapadać zaczyna?
Kiedy księżyc tak nagle
Z ponad morza do góry się wzbił?!
Kiedy serce podpowiada,
Że to ona — że to właśnie ta jedyna!
Więc zakochał się chłopiec,
Więc zakochał się na zabój — z całych sił!
A morze razem z nim
Wzdychało: Bianko ma!
A morze razem z nim
Szeptało: Bianko ma!
Świat cały razem z nim
Powtarzał słowa dwa —
Nie, tylko: Bianko... Bianko... Bianko... Bianko... ma!
Nad brzegiem morza w San Benedetto,
Niespodziewanie, któregoś dnia...
Nad brzegiem morza w San Benedetto,
Rzuciła chłopca dziewczyna zła!...
Nic w tym dziwnego — lecz gdyby nie to,
Że głupi chłopiec rozpaczał tak,
Nikt by nie wiedział w San Benedetto,
Że mógł się zdarzyć podobny fakt!
Ale jak tu nie rozpaczać,
Kiedy słońce przypomina od poranka?
Gdy tęsknoty za dziewczyną
Nie potrafi zagłuszyć morza śpiew?
Ale jak tu nie rozpaczać,
Gdy dziewczyna nazywała się Bianka?
I gdy usta miała słodkie,
Niczem wiśnie — i czerwone, jak krew?!
Ale jak tu nie rozpaczać,
Kiedy wieczór już zapadać zaczyna?
Kiedy gwiazda za gwiazdą
Spada w morze — jak w przepaść bez dna!?
Kiedy księżyc się dziwi —
Gdzie podziała się ona — ta jedyna?
Więc rozpaczał głupi chłopiec,
Więc rozpaczał po nocy i za dnia!...
A morze razem z nim
Wzdychało: Bianko, wróć!
A morze razem z nim
Szeptało: Bianko, wróć!
I odtąd w szumie fal
Pozostał dźwięk tych słów...
W San Benedetto — gdy nad morzem wschodzi nów!...
(i patrz https://russian-records.com/categories.php?cat_id=1715 -- tu 4 strony płyt SCF)
Mógłby Pan do mnie napisać na fb? Mój profil: https://www.facebook.com/kisiel.chisinski