Wojtek w Brazylei
47
tytuł:
Wojtek w Brazylei
gatunek:
monolog komiczny
muzyka:
słowa:
Ano! jak ci ta przeklęte agenty, coby ich choroba, zaceny godać a godać: Jaćta Wojtasiu do Brazylei co piachu złotygo, śrybła, bryljantów i oliwy jak mrowia jakiego wedle grontu wselakiego spokojem se spocywa, takiem i rzykł se:
A no! nima tam co i medytować po próżnicy, jeno wedle łba po rozum iść takoż do karćmy z Abromkiem pogodoć, kumów napołkoć, gront puścić, babę na wóz, dziecioków a jakże i jazda do Branzylei. Takiem ci i zrobił!
Posedem ino pierwotnie do baby i podam: Słuchaj, psia wiaro, Agato! Jedziewa...
- A ty hyclu jaki, gdzie?... baba zagaduje.
- A no, kobito do Brazylei...
Jakiem ci to rzykł, baba chlust kluchy o chałupę i w bek!... A ty psi synu, wrzescy kobita, ojcowiznę i gront na poniwirkę ludzką, na zatracenie gubis... A ty odmieńce jeden, dziecioków niemcom na pastuchy oddas... O carnoz moja biedna dola, o! co ja pocnę, bidna kobita! I chlust mnie w giembe, tak odniechcenia, ino bez złość. Coze ta z babą przeklantą było robić! Godoli ci po wsi calusieńkiej, ze cłeka ino scenście cyka u tych brendzełników, więc se ta i uporłem! We śtyry niedziele juze nos w cholupie nie było! A godał dobrodziej, a przekłodoł i nawrocoł grześnika! Uporłem się choroba i tyło! Ano, jakieźwa wzięli, to i pojechaliśwa! Jechaliśwa, zlituj się Panno Maryo, z jakie ćtyry niedziel. Gdzie ino ślepiem rzucić — narodu jak mrowia. A jaki to naród! Same niemcy i niemcy! Pożal się Boże!
Godać, to ci godają ino po śwabsku a po inakszemu to już nijak, ani w ząb! Nic ci ta te bćstyje nie robią ino cięgiem piwo ciągną i ciągną. A jak zapytas się wedle jenteresu takiego odmieńca, to ci dobrego słowa ciekowi nia da. Zagulgoce jeno jęzorem pod nosem i tyła. Aj, skaranie ci Bozkie było z tym narodem. Jakieśwa przyjechali do ich wsi, takiem do śwaba rzykł: »Brojtu dąwajta«; no i ci śwab bestyja brojtu dał! A jakem ci rzykł potym: »A teraz dawajta kiełbasy za dydka — szwab ino gembą po głupiemu ruszył i jak uciął siekirą, nie wi, co godam! Cholera kraj taki. Po tym to myśwa okryntem pojechali do Brandzylei coby ją choroba! A no! nijak ci nie potrafię opo wiedzieć, jakie tam narody! Carne jak choroba, a krzywe to jak nieboskie stworzynia. Po nasymu to żaden bestyja godać nie potrafi. Miele ci tyło tak, ze go sam lucyper nie zrozumi. Gront to u nich piu piu , widły waj-waj, a kobita: ojej-rety! No, i gadajze z takim chamem! Jakiem ci to zobacył, takiem zbaraniał do ryśty! Godam do kobity: babo, jedziewa nazod do chałupy! A no, i pojechaliśwa! A tera jezdema, ino nie na swoim a na cudzym groncie! A jakby jakowe agenty znowu do chałupy przyśli, to jak Boga miłuje, siekierą łeb utne i tyło!
28.09.2024
https://polona.pl/item-view/d47f9a89-db8a-4d50-a351-49eaa93b5db2?page=23
Jak dotąd, to chyba najmniej udany monolog Fertnera.