Podróżnik afrykański
996
tytuł:
Podróżnik afrykański
gatunek:
monolog komiczny
muzyka:
oryginał z:?
1933 roku
słowa:
scena:
Jak słusznie zauważa afisz dzisiejszego odczyta jestem profesor Beibel Osendower, znakomity taternik i mamernik, odkrywacz nieznanych lądów i wielbłądów, niewyrównany archezoogeolog, członek wielu podręczników naukowych, ordynarny i prywatny docent uniwersytetów Oxford, Imbridż, Drohobycz, nie mówiąc o gdzie indziej.
Całe moje życie ja poświęcam podróżom. Ja nawet urodziłem się w Hotelu ”Pod różą”, który dzierżawił był mój stryj w ojcu... to jest mój ojciec w Stryju.
Od najmłodszego maleńtasa ja miałem chęci zbadać tajemnice Buddy i sekret otwierania bramy. Czarozłodziejskie sztuczki Derwiszów i Orwiszów pociągały mnie ze wszystkich stron. Chciałem spoglądać własnoręcznie jak się puszcza dziewicza przedstawia. Chciałem się zaszyć, zahaftować w dżungli i ewentualnie polować na jej florę i faunę.
Obecnie powracam z suchą nogą z bogatej wyprawy nad jezioro Czad, czyli Swąd. Na zaproszenie tamtejszego kacyka, czyli króla murzyńskiego szczepu Mniam-Mniam, doktora Rabinera odbywałem tę ekspedycję, której owocem jest najnowsza moja książka pod tytułem ”Boicie się czarnego luda?”.
Bądź, co nie bądź, z wyprawy do Afryki przywoziłem i ocaliłem piękną kolekcję oryginalnych, okazyjnych okazów. Oto jest ulepszony bumerang, dawniejsze bumerangi byli krzywe, ten już jest wyprostowany. Bumerang jest to tamtejszy karabin. On jest tak samo, jak żona - można go porzucać sto razy, on zawsze wróci.
Oto jest kościana wykałaczka, którą król murzański dłubie sobie w zębach po obiedzie, albo w uchu po kolacji.
Ta, na przykład, krokodylowa portmonetka przypomina mi zamrażającą żyły przygodę - pewnego razu siedząc przed ogniskiem rozbiłem łobuz nad pewną Amazonką. Noc była gwiaździsta, choć oko wykol. Naobkoło żywego ducha, psa z kulawą nogą. Usmażyłem sobie gęsią wątróbkę z cebulką, zjadłem i chciałem iść spać. Leżę, leżę... cholera wie, nie mogę zasnąć. Coś mi nie dobrze w żołądku. Myślę sobie niedobrze, jesteśmy pod zwrotnikiem, widocznie trzeba zwrócić kolację, ale szkoda mię, więc tak leżę i myślę. Zdrzemnąłem się nieco. Wtem! Dwa wielkie dziki - introligatory, czyli hejmany rzucili się na mnie z wściekłym chichotem. Z jednym susem francuskim jak ta rybka skoczyłem na pobliską sosnę i zacząłem drażnić i wyszydzać dzikie zwierzęta. Pobudzałem ich apetyt pokazując im to smaczną łydkę, to ponętny biuścik. Aż wreszcie wścieknięte z głodu zwierzaki pożarły się nawzajem. Z ich to skóry jest właśnie ta portmonetka.
Wszystkie te okazy i jeszcze inne wysyłam obecnie do British Museum w Londonii, mam nadzieję otrzymać order ”Szelek i podwiązek” od king George.
Panowie! Ziemski globus, atmosfera i woda nie mają dla mnie żadnych tajemnic. Zgłębiłem i zgnębiłem takowe podróżując za wielokrotnym paszportem zagranicznym tędy i wszędy. I mogę śmiało powtórzyć za Kolumbem, że jestem urwis et orbis!
07.08.2016
Objaśnienia:
1)
et
-
(fr.) i, w języku polskim „ot”, „takie tam”
Przepisał Bartłomiej.
Szukaj tytułu lub osoby
Szanowni panowie i ewentualne damy.
Jak słusznie zauważa afisz dzisiejszego odczyta jestem profesor Beibel Osendower (?), znakomity taternik i mamernik, odkrywacz nieznanych lądów i wielbłądów, niewyrównany archezoogeolog, członek wielu podręczników naukowych, ordynarny i prywatny docent uniwersytetów Oxford, Imbridge (chyba tak to się powinno pisać), Drohobycz, nie mówiąc o gdzie indziej.
Całe moje życie ja poświęcam podróżom. Nawet urodziłem się w Hotelu "Pod różą", który dzierżawił był mój stryj w ojcu... to jest mój ojciec w stryju.
Od najmłodszego maleńtasa ja miałem chęci zbadać tajemnice Buddy i sekret otwierania bramy. Czarozłodziejskie sztuczki Derwiszów i Orwiszów pociągały mnie ze wszystkich stron. Chciałem spoglądać własnoręcznie jak się puszcza dziewicza przedstawia. Chciałem się zaszyć, zahartować w dżungli i ewentualnie polować na jej florę i faunę.
Obecnie powracam z suchą nogą z bogatej wyprawy nad jezioro ..., czyli ... Na zaproszenie tamtejszego kacyka, czyli króla murzyńskiego szczepu Mniam-mniam, doktora Rabinera odbywałem tę ekspedycję, której owocem jest najnowsza moja książka pod tytułem "Boicie się czarnego luda?".
Bądź co nie bądź z wyprawy do Afryki przywoziłem i ocaliłem piękną kolekcję oryginalnych, okazyjnych okazów. Oto jest ulepszony bumerang, dawniejsze bumerangi byli krzywe, ten już jest wyprostowany. Bumerang jest to tamtejszy karabin. On jest tak samo jak żona - można go rzucać sto razy, on zawsze wróci.
Oto jest kościana wykałaczka, którą król murzański dłubie sobie w zębach po obiedzie, albo w uchu po kolacji.
Ta na przykład krokodylowa portmonetka przypomina zamrażającą żyły przygodę - pewnego razu siedząc przed ogniskiem rozbiłem łobuz nad pewną Amazonką. Noc była gwiaździsta, choć oko wykoł (?). Naobkoło żywego ducha, psa z kulawą nogą. Usmażyłem sobie gęsią wątróbkę z cebulką, zjadłem i chciałem iść spać. Leżę, leżę... cholera wie, nie mogę zasnąć. Coś mi nie dobrze w żołądku. Myślę sobie niedobrze, jesteśmy pod zwrotnikiem, widocznie trzeba zwrócić kolację, ale szkoda mię, więc tak leżę i myślę. Zdrzemnąłem się nieco, wtem! Dwa wielkie dziki - introligatory, czyli hejmany rzucili się na mnie z wściekłym chichotem. Z jednym susem francuskim jak ta rybka skoczyłem na pobliską sosnę i zacząłem drażnić i wyszydzać dzikie zwierzęta. Pobudzałem ich apetyt pokazując im to smaczną łydkę, to ponętny biuścik. Aż wreszcie wścieknięte z głodu zwierzaki pożarły się nawzajem. Z ich to skóry jest właśnie ta portmonetka.
Wszystkie te okazy i jeszcze inne wysyłam obecnie do British Museum w Londonii, mam nadzieję otrzymać order szelek (?) i podwiązek od king George.
Panowie! Ziemski globus, atmosfera i woda nie mają dla mnie żadnych tajemnic. Zgłębiłem i zgnębiłem takowe podróżując za wielokrotnym paszportem zagranicznym tędy i wszędy. I mogę śmiało powtórzyć za Kolumbem, że jestem urbis et orbis!