Psiakrew
764
tytuł:
Psiakrew
gatunek:
monolog komiczny
muzyka:
słowa:
Ja poczułem w sobie takiego „raz się żyje”, taką „hulaj duszę bez fundusza”, takie „nasza jest noc”, że aż mnie coś poderwało. Zapragnąłem coś w rodzaju „kobieta, piwo, śmiech i kwiaty”, zapragnąłem zerwać ze siebie pas cnoty i „oj dziś, dziś, dziś” hulać aż do upadłości. Ja nie nosiłem ani cylindra ani lakierki, ale tak się czułem jakby ich nosiłem. Ja nie miałem na sobie fraka, ale ja miałem „frakowe poczucie”. Co to dużo gadać... mnie się nawet zdawało, że ja noszę czystą bieliznę.
Wyszedłem na ulicę, kapelusik troszeczkę na „bankier”, w ręku kręty z laseczką i jest mi wesoło! Niby dlaczego nie? Młodyś jest! Przystojnyś jest! Pieniędzy się nie ma! Spróbuję być hulakiem, tak zwanym „bobmiberem” czyli „bombiber”. Ja pożądałem frykasy i ekstazy. Ja chciałem się upoić w empirejach. A gdzie to wszystko można znaleźć? Jak to gdzie? W Adrii, psiakrew!
Więc lekko wskakałem do wytwornego tramwaja i jazda!
„Panie konduktor, proszę dwa bilety!”, „Dlaczego dwa? Pan jest sam.”, „Wszystko jedno! Ja dziś hulam, psiakrew!”.
Po dziesięciu minutach jestem na miejscu i oto wchodzę do „Adrii” – państwo wiedzą gdzie to jest, na Moniuszkach, cztery piętra w górę asekuracji, dwa piętra w dół epikureizmu – co się na górze odłoży, to się na dole dołoży, psiakrew! Naokoło tłum, publiczność urżnięta, orkiestra tylko rżnięta, bęc i nie ma! Goście sami trąbią. Kobiety same hurysy i rusałki, w kielichach perlą się złociste piwo, pachną gorące balabastrowe ramiona i biusty, wszyscy we frakach – prócz publiczności – i właśnie do takiego „asekuracjone di kelnero” podchodzę i proszę o stolik. I co się pokazuje? Że już w zeszły czwartek wszystkie stoliki były zamówione na przyszły piątek. „To szkoda – mówię – bo ja tu czekam na osiem osób, a słyszałem, że macie dobrego szampitra”. Po chwili siedziałem przy stoliku jak król i ku niemiłemu zdziwieniu kelnera zamówiłem sobie herbatkę.
Akurat vis-à-vis mnie siedziała jedna hoża dziewoja. Może Hoża, może Żurawia – nie wiem, ale mniej więcej w tych punktach one chodzą. Śliczna kobita! Frekwencja ciała niebywała, usta – róża, oczy – cud! I ja widzę, że ona cały czas puszcza mi, jakby się to wyrazić, „perskie ramię”, bo ona to nie robiła z okiem, tylko z gołym ramionem. W tej chwili orkiestra zagrała walca, ja bez słowa porwałem ją w otwarte objętości na dancing. A walca to grali tego: „ta ra ra ra ram! pam pam, pam pam!” – jestem pies dla tego walca. Ja byłem taki rozpalony dla mojej luby, ja miałem taki zawrót w głowie, że puściłem się w pląs i po dwóch minutach usłyszałem dzikie ryki całej sali: „solo, solo!” i ja tańczyłem solo. Jak ja tańczyłem, psiakrew! Ja miałem takie grzmoty oklasków jakich już dawno nie słyszałem. I dopiero jak skończyłem to podszedł do mnie dyrektor Moszkowicz, podziękował mi serdecznie i zwrócił mi moje spodnie, psiakrew!
22.04.2017
Objaśnienia:
1)
dyr Franciszek Moszkowicz
-
dyrektor „Cafe Dancing Adria” - popularnego lokalu w Warszawie, ul. Moniuszki 10.
2)
Café–Dancing Adria
-
popularny, luksusowy lokal w Warszawie, ul. Moniuszki 10.
3)
vis-à-vis
-
(fr.) naprzeciwko, naprzeciw, twarzą w twarz
4)
szampiter
-
szampan
5)
hurysa
-
(arab. حورية hur - czarnooka) wiecznie młoda dziewica, będąca nagrodą w raju za pobożne życie na ziemi
6)
Hoża
-
ulica we Warszawie
Przepisał dla Państwa Bartek.
Szukaj tytułu lub osoby
Posłuchaj sobie
Etykiety płyt
Któregoś tutaj dnia ja siedziałem z członkami rodziny przy kolacji i nagle, trzasnąwszy ręką w stół, potem ręką w jednego z członków, następnie drzwiami, powiedziawszy „psiakrew”, zacząłem nowe życie. Ja poczułem w sobie takiego „raz się żyje”, taką „hulaj duszę bez fundusza”, takie „nasza jest noc”, że aż mnie coś poderwało. Zapragnąłem coś w rodzaju „kobieta, piwo, śmiech i kwiaty”, zapragnąłem zerwać ze siebie pas cnoty i „oj dziś, dziś, dziś” hulać aż do upadłości. Ja nie nosiłem ani cylindra ani lakierki, ale tak się czułem jakby ich nosiłem. Ja nie miałem na sobie fraka, ale ja miałem „frakowe poczucie”. Co to dużo gadać... mnie się nawet zdawało, że ja noszę czystą bieliznę. Wyszedłem na ulicę, kapelusik troszeczkę na „bankier”, w ręku kręty z laseczką i jest mi wesoło! Niby dlaczego nie? Młodyś jest! Przystojnyś jest! Pieniędzy się nie ma! Spróbuję być hulakiem, tak zwanym „bobmiberem” czyli „bombiber”. Ja pożądałem frykasy i ekstazy. Ja chciałem się upoić w empirejach. A gdzie to wszystko można znaleźć? Jak to gdzie? W Adrii, psiakrew! Więc lekko wskakałem do wytwornego tramwaja i jazda! „Panie konduktor, proszę dwa bilety!”, „Dlaczego dwa? Pan jest sam.”, „Wszystko jedno! Ja dziś hulam, psiakrew!”. Po dziesięciu minutach jestem na miejscu i oto wchodzę do „Adrii” – państwo wiedzą gdzie to jest, na Moniuszkach, cztery piętra w górę asekuracji, dwa piętra w dół epikureizmu – co się na górze odłoży, to się na dole dołoży, psiakrew! Naokoło tłum, publiczność urżnięta, orkiestra tylko rżnięta, bęc i nie ma! Goście sami trąbią. Kobiety same hurysy i rusałki, w kielichach perla się złociste piwo, pachną gorące balabastrowe ramiona i biusty, wszyscy we frakach – prócz publiczności – i właśnie do takiego „asekuracjone di kelnero” podchodzę i proszę o stolik. I co się pokazuje? Że już w zeszły czwartek wszystkie stoliki były zamówione na przyszły piątek. „To szkoda – mówię – bo ja tu czekam na osiem osób, a słyszałem, że macie dobrego szampikra”. Po chwili siedziałem przy stoliku jak król i ku niemiłemu zdziwieniu kelnera zamówiłem sobie herbatkę. Akurat vis-à-vis mnie siedziała jedna hoża dziewoja. Może Hoża, może Żurawia – nie wiem, ale mnie więcej w tych punktach one chodzą. Śliczna kobita! Frekwencja ciała niebywała, usta – róża, oczy – cud! I ja widzę, że ona cały czas puszcza mi, jakby się to wyrazić, „perskie ramię”, bo ona to nie robiła z okiem, tylko z gołym ramionem. W tej chwili orkiestra zagrała walca, ja bez słowa porwałem ją w otwarte objętości na dancing. A walca to grali tego: „ta ra ra ra ram! pam pam, pam pam!” – jestem pies dla tego walca. Ja byłem taki rozpalony dla mojej luby, ja miałem taki zawrót w głowie, że puściłem się w pląs i po dwóch minutach usłyszałem dzikie ryki całej sali: „solo, solo!” i ja tańczyłem solo. Jak ja tańczyłem, psiakrew! Ja miałem takie grzmoty oklasków jakich już dawno nie słyszałem. I dopiero jak skończyłem to podszedł do mnie dyrektor Moszkowicz, podziękował mi serdecznie i zwrócił mi moje spodnie, psiakrew!
http://www.polskieradio.pl/68/2461/Audio/291691,Ludwik-Lawinski-mowi-i-spiewa