Mowa posła
645
tytuł:
Mowa posła
gatunek:
monolog komiczny
muzyka:
oryginał z:?
1926 roku
słowa:
Zebraliśmy się na zebranym zebraniu dlo zebrania. Dzisiejsze zebranie ma na oku zebranie dla wysłuchania, co słychać w polityce, handlu i za granicą. Ogółem powiedziawszy źle jest. Wszystko w naszej Polsce na odwrót. Lewica ustanawia prawa, a prawica robi na lewo! Bez naszego pozwolenia wywożą świnie i jaja do Danii. Bez świń się jakoś obyć można, ale bez jajek naród ostawić to krzywda! Nazywają nas, chłopów, paskarzami. Abośmy to przed wojną portek na pasku nie nosili? Czego, na przykład, można mi zazdrościć? Że mam te marne 100 morgów gruntu? Te kilkanaście prosiaków, do których się tak przyzwyczaiłem, że nas odróżnić od siebie nie można było, jak byliśmy razem? To ma być Polska przy takich warunkach?
W zeszłym roku kolega nasz serdeczny i druh Walczak chciał jechać do familii, chciał pokazać swoim dzieciakom, jakie w Warszawie są …. Zabrał sobie kilka sztuk na pamiątkę, to od razu zrobili z niego złodzieja! Albo, na przykład, jaka rozpusta i niemoralność panuje w Warszawie! Aktorki bez kiecek na scenę wyłażą! Żona moja, Magda, dowiedziała się o tych cudach i chcąc jechać do Warszawy z gębą do mnie łazi.
- Waluś, czy ty wiesz, co to obowiązki małżeńskie?
- Czy wim? Obowiązkowo, że wim, bo nie jestem byle kto, jeno czynownik i poseł z partii świętego Wita, e tego, Witosa. A ty, frybro zakatarzona, jak będziesz dużo szczekać, to cię tak lunę w … (?), że ci Witos wyskoczy!
Jak tak babie dyplomatycznie wszystko wykalkulowałem, to się krzynę uspokoiła i pedo:
- Waluś, kundlu zatracony, gamoniu, weź mnie do Warszawy bydlaczku mój kochany!
No, jak tak słodko mnie po imieniu nazwała, to ją wziąłem. Przyjeżdżamy do naszego stolcowego miasta i walimy prosto do Teatru Małego. W poczekalni nagle mi stara gada:
- Waluś, żałujesz mi?
- Czego miałbym ci żałować? No, to chodźmy do Wielkiego. Stać nas na to.
Poszliśmy wtedy do Teatru Wielkiego. Dla starej kupiłem bilet w krzesłach, a som lotem na galerię. Stara na dole, a ja na górze, jak Pan Bóg małżeństwu przykazał. Grali tam jakąś tragedię czy operę. Matka na scenie odwala kitę, a chłopaka zamykają, żeby nie leciał za ciałem. Chłopaczyna się drze na całe gardło „Puśta me!..Puśta me!.. A tu nic. Zgniewało to mnie okropnie, więc krzyczę na cały teatr:
- Puśta go, do cholery, bo może chłopok chce wyjść za swoja potrzebą!
I wicie co? I za to mnie z tyjatru wyrzucili. I tu ma być Polska? Jak pragnę podrożenia kartofli, że jutro składom interpelację do sejmu. Tak nam dopomóż Wincenty Pierwszy, król Polski. Amen!
23.04.2019
Objaśnienia:
1)
paskarz
-
spekulant, handlujący po zawyżonych cenach
2)
frybra
-
(daw.) febra, choroba
Przepisała Iwona.
Szukaj tytułu lub osoby
Wykonawcy:
Wykonawcy:
Posłuchaj sobie
Etykiety płyt
Podobne teksty:
I ja chcę żyć 2 |
Zebraliśmy się na zebranym zebraniu do zebrania. Dzisiejsze zebranie ma na oku zebranie dla wysłuchania, co słychać w polityce, handlu i za granicą. Ogółem powiedziawszy źle jest. Wszystko w naszej Polsce na odwrót. Lewica ustanawia prawa, a prawica robi na lewo! Bez naszego pozwolenia wywożą świnie i jaja do Danii. Bez świń się jakoś obyć można, ale bez jajek naród ostawić to krzywda! Nazywają nas, chłopów, paskarzami. Abośmy to przed wojną portek na pasku nie nosili? Czego, na przykład, można mi zazdrościć? Że mam te marne 100 morgów gruntu? Te kilkanaście prosiaków, do których się tak przyzwyczaiłem, że nas odróżnić od siebie nie można było, jak byliśmy razem? To ma być Polska przy takich warunkach?
W zeszłym roku kolega nasz serdeczny i druh Walczak chciał jechać do familii, chciał pokazać swoim dzieciakom, jakie w Warszawie są róże. Zabrał sobie kilka sztuk na pamiątkę, to od razu zrobili z niego złodzieja! Albo, na przykład, jaka rozpusta i niemoralność panuje w Warszawie! Aktorki bez kiecek na scenę wyłażą! Żona moja, Magda, dowiedziała się o tych cudach i chcąc jechać do Warszawy z gębą do mnie łazi.
- Waluś, czy ty wiesz, co to obowiązki małżeńskie?
- Wim, obowiązkowo, że wim, bo nie jestem byle kto, jeno czynownik i poseł z partii świętego Wita, e tego, Witosa. A ty, frybro (czyli febro) zakatarzona, jak będziesz dużo szczekać, to cię tak lunę w … (?), że ci Witos wyskoczy!
Jak tak babie dyplomatycznie wszystko wykalkulowałem, to się krzynę uspokoiła i pedo:
- Waluś, kundlu zatracony, gamoniu,weź mnie do Warszawy bydlaczku mój kochany!
No, jak tak słodko mnie po imieniu nazwała, to ją wziąłem. Przyjeżdżamy do naszego stolicowego miasta i walimy prosto do Teatru Małego. W poczekalni nagle mi stara gada:
- Waluś, żałujesz mi?
- Czego miałbym ci żałować? No, to chodźmy do Wielkiego. Stać nas na to.
Poszliśmy wtedy do Teatru Wielkiego. Dla starej kupiłem bilet w krzesłach, a som lotem na galerię. Stara na dole, a ja na górze, jak Pan Bóg małżeństwu przykazał. Grali tam jakąś tragedię czy operę. Matka na scenie odwala kitę, a chłopaka zamykają, żeby nie leciał za ciałem. Chłopaczyna się drze na całe gardło „Puśta me!..Puśta me!.. A tu nic. Zgniewało to mnie okropnie, więc krzyczę na cały teatr:
- Puśta go, do cholery, bo może chłop chce wyjść za swoja potrzebą!
I wicie co? I za to mnie z tyjatru wyrzucili. I tu ma być Polska? Jak pragnę podrożenia kartofli, że jutro składom interpelację do sejmu. Tak nam dopomóż Wincenty Pierwszy, król Polski. Amen!