Papierosy
610
tytuł:
Papierosy
gatunek:
recytacja
muzyka:
słowa:
Spotkali się po 4 latach niewidzenia.
Spotkali się przypadkiem, w hotelowych drzwiach.
Ona zbladła i rzekła z oczami we łzach:
„Człowieku bez sumienia! Jakeś ty mógł postąpić ze mną, jak najgorszy wróg, po całym roku wspólnych nocy, wspólnych dni, gdy w wspólny los się splotły nasze losy, pewnego dnia po prostu rzekłeś mi: „Muszę skoczyć yy, po papierosy, zaraz wrócę, tylko na róg”. I skoczyłeś, na 4 lata!
Jakeś ty mógł”
On się ze skruchą podrapał za ucho i westchnął, jakby mu marsza żałobnego grali.
A ona mówiła dalej:
„Pamiętasz te noc pierwszą, w parku, noc majową, ja w tej sukience w kwiatki, ty bez marynarki, niebo nad głową i bzy i śpiewające pośród bzów kanarki. A kiedy księżyc zza chmury zaświecił najjaśniej, tys mnie objął, przytulił mocno i właśnie. A potem twoje „Kocham”, cicho u mych nóg. Człowieku, jakeś ty mógł! Poszedłeś by papierosy kupić ulic wylotu i… nie wróciłeś. A dzisiaj? Dzisiaj już nie ma powrotu. Jak wiele przez ten czas zmieniło się wkoło nas. Ja wyszłam za mąż, żyje w dobrobycie, mam synka, mąż mój, uprzedzam jest … i nawet, lubię moje nowe życie, no a ty?”
On na to rzekł:
„Tak, dziś widzę ile straciłem. Zniszczyła szczęście me chęć przygód nieostrożna. Aaaach, jakiż ja głupi byłem. Och czemu tego naprawić nie można.
Na to ona krzyknęła nagle, radośnie wzruszona:
„Można, można! Ja cię okłamałam. Nie mam męża, dobrobytu, syna. Czekałam, abyś wrócił, aż się doczekałam. Bierz mnie i zwiąż na powrót potargane losy.
A on:
„Co za szczęście, kochana, jedyna.
Tylko pozwól, że skoczę, po papierosy”.
24.12.2020
Przepisał Mateusz K.
Szukaj tytułu lub osoby
Posłuchaj sobie
Etykiety płyt
Spotkali się przypadkiem, w hotelowych drzwiach
Ona zbladła i rzekła z oczami we łzach:
„Człowieku bez sumienia! Jakiś ty mógł postąpić ze mną jak najgorszy wróg, po całym roku wspólnych nocy, wspólnych dni, gdy w wspólny los się splotły nasze losy, pewnego dnia po prostu rzekłeś mi: „Muszę skoczyć yy, po papierosy, zaraz wrócę, tylko na róg”. I skoczyłeś, na 4 lata!
Jakiś ty mógł”
On się ze skruchą podrapał za ucho i westchnął, jakby mu marsza żałobnego grali.
A ona mówiła dalej:
„Pamiętasz te noc pierwszą, w parku, noc majową, ja w tej sukience w kwiatki, ty bez marynarki, niebo nad głową i bzy i śpiewające pośród bzów kanary. A kiedy księżyc zza chmury zaświecił najjaśniej, tys mnie objął, przytulił mocno i właśnie. A potem twoje „Kocham”, cicho u mych nóg. Człowieku, jakiś ty mógł! Poszedłeś by papierosy kupić ulic wylotu i… nie wróciłeś. A dzisiaj? Dzisiaj już nie ma powrotu. Jak wiele przez ten czas zmieniło się wkoło nas. Ja wyszłam za mąż, żyje w dobrobycie, mam synka, mąż mój, uprzedzam jest … i nawet, lubię moje nowe życie, no a ty?”
On na to rzekł:
„Tak, dziś widzę ile straciłem. Zniszczyła szczęście me chęć przygód nieostrożna. Aaaach, jakiż ja głupi byłem. Och czemu tego naprawić nie można.
Na to ona krzyknęła nagle, radośnie wzruszona:
„Można, można! Ja cię okłamałam. Nie mam męża, dobrobytu, syna. Czekałam, abyś wrócił, aż się doczekałam. Bierz mnie i zwiąż na powrót potargane losy.
A on:
„Co za szczęście, kochana, jedyna.
Tylko pozwól, że skoczę, po papierosy”.
w.15 kanarki