Papierosy
945
tytuł:
Papierosy
gatunek:
recytacja
muzyka:
słowa:
Spotkali się po czterech latach niewidzenia.
Spotkali się przypadkiem, w hotelowych drzwiach.
Ona zbladła i rzekła z oczami we łzach:
„Człowieku bez sumienia!
Jakeś ty mógł
Postąpić ze mną, jak najgorszy wróg,
Po całym roku wspólnych nocy, wspólnych dni,
Gdy w wspólny los się splotły nasze losy,
Pewnego dnia po prostu rzekłeś mi:
„Muszę skoczyć po papierosy,
Zaraz wrócę, tylko na róg”.
I skoczyłeś, na 4 lata! Jakeś ty mógł”
On się ze skruchą
Podrapał za ucho
I westchnął, jakby mu marsza żałobnego grali.
A ona mówiła dalej:
„Pamiętasz tę noc pierwszą, w parku, noc majową,
Ja w tej sukience w kwiatki, ty bez marynarki,
Niebo nad głową
I bzy, i śpiewające pośród bzów kanarki.
A kiedy księżyc zza chmury zaświecił najjaśniej,
Tyś mnie objął, przytulił mocno i… i właśnie.
A potem twoje „Kocham”, cicho u mych nóg...
Człowieku, jakeś ty mógł!
Poszedłeś by papierosy kupić u ulic wylotu
Ii… nie wróciłeś. A dzisiaj? Dzisiaj już nie ma powrotu.
Jak wiele przez ten czas
Zmieniło się wkoło nas.
Ja wyszłam za mąż, żyje w dobrobycie,
Mam synka, mąż mój uprzedza me sny
I nawet, lubię moje nowe życie.
No a ty?”
On na to rzekł: „Tak, dziś widzę, ile straciłem.
Zniszczyła szczęście me chęć przygód nieostrożna.
Aaaach, jakiż ja głupi byłem!
Och, czemu tego naprawić nie można!
Na to ona krzyknęła nagle, radośnie wzruszona:
„Można, można! Ja cię okłamałam!
Nie mam męża, dobrobytu, syna.
Czekałam, abyś wrócił, aż się doczekałam.
Bierz mnie i zwiąż na powrót potargane losy!”
A on: „Co za szczęście, kochana, jedyna.
Tylko pozwól, że skoczę, po papierosy”.
24.12.2020
Przepisał Mateusz K., korekta Mycha.
Szukaj tytułu lub osoby
Posłuchaj sobie
Etykiety płyt
Spotkali się przypadkiem, w hotelowych drzwiach
Ona zbladła i rzekła z oczami we łzach:
„Człowieku bez sumienia! Jakiś ty mógł postąpić ze mną jak najgorszy wróg, po całym roku wspólnych nocy, wspólnych dni, gdy w wspólny los się splotły nasze losy, pewnego dnia po prostu rzekłeś mi: „Muszę skoczyć yy, po papierosy, zaraz wrócę, tylko na róg”. I skoczyłeś, na 4 lata!
Jakiś ty mógł”
On się ze skruchą podrapał za ucho i westchnął, jakby mu marsza żałobnego grali.
A ona mówiła dalej:
„Pamiętasz te noc pierwszą, w parku, noc majową, ja w tej sukience w kwiatki, ty bez marynarki, niebo nad głową i bzy i śpiewające pośród bzów kanary. A kiedy księżyc zza chmury zaświecił najjaśniej, tys mnie objął, przytulił mocno i właśnie. A potem twoje „Kocham”, cicho u mych nóg. Człowieku, jakiś ty mógł! Poszedłeś by papierosy kupić ulic wylotu i… nie wróciłeś. A dzisiaj? Dzisiaj już nie ma powrotu. Jak wiele przez ten czas zmieniło się wkoło nas. Ja wyszłam za mąż, żyje w dobrobycie, mam synka, mąż mój, uprzedzam jest … i nawet, lubię moje nowe życie, no a ty?”
On na to rzekł:
„Tak, dziś widzę ile straciłem. Zniszczyła szczęście me chęć przygód nieostrożna. Aaaach, jakiż ja głupi byłem. Och czemu tego naprawić nie można.
Na to ona krzyknęła nagle, radośnie wzruszona:
„Można, można! Ja cię okłamałam. Nie mam męża, dobrobytu, syna. Czekałam, abyś wrócił, aż się doczekałam. Bierz mnie i zwiąż na powrót potargane losy.
A on:
„Co za szczęście, kochana, jedyna.
Tylko pozwól, że skoczę, po papierosy”.
w.15 kanarki