Dramat nad Wisłą
507
tytuł:
Dramat nad Wisłą
gatunek:
dialog makabryczny
muzyka:
oryginał z:?
1933 roku
słowa:
ONA:
Aaach!!!ON:
O rany, ktoś się utopił! No trzeba ratować!A cóż to panna za szprynty urządza? Woda zimna, można się przeziębić. I w dodatku jeszcze mokra! Czy to nie lepiej pójść do łaźni miejskiej? Zawsze to łaźnia, a nie rzeka!
ONA:
Po co mnie pan uratował? Po co?ON:
Jak to - po co? Wiadomo, sercowy jezdem, choroba!ONA:
Po cóż mnie pan ratował?ON:
No masz tobie, znowu po co? No przecież mówię, sercowy jezdem.ONA:
A jak mnie pan wyratował?ON:
Bardzo zwyczajnie. Jak tylko zauważyłem, że paniusia skoczyła do wody, to ja lu! za paniusią. Przepłynąłem caluśkie rzeké aż do Młocin! Spracowałem się jak choroba, psiakrew, a przy tem byłem głodny! Całe szczęście, że spotkałem po drodze tego śledzia wędzonego. Fajny śledź, inteligentny, choroba! To musi być jakaś szarża, bo na rekruta nie wygląda, bo ma uszy czyste.ONA:
Po co mnie pan wyciągnął? (szlocha)ON:
No masz tobie, znowu po co? No mówię przecie, że, choroba, sercowy jezdem, nie? I czy to ładnie fatygować dżentelmena, żeby sobie portki zmoczył? A diabli wzięli kant! A tak sobie wczoraj ładnie wyprasowałem, no... No niechże paniusia nie płacze, no! Portki sobie drugi raz wyprasuję i dobrze, już...ONA:
Ja nie dlatego płaczę...ON:
A czego paniusia płacze?ONA:
Po co mnie pan uratował...ON:
No znowu po co? No, obowiązek obywatelski!ONA:
Ja chciałam umrzeć!ON:
A niby po co i przez co?ONA:
Przez miłość...ON:
E, paniusiu, co paniusia gada... Umrzeć przez miłość! Przez miłość to jeszcze nikt nie umarł! A niejeden to się już urodził przez miłość! No tak, no co paniusia tak płacze? Niech paniusia przestanie płakać, no już, no, dosyć tego...ONA:
Przed rokiem zapoznałam jednego człowieka, z Kaczego Dołu, i od razu się w nim zakochałam!ON:
W tym Kaczym Dole?ONA:
Ależ nie, w tym człowieku! Był taki blondyn, że wytrzymać nie mogłam!ON:
Kto był taki blondyn? Ten Kaczy Dół?ONA:
Nie, ten człowiek z Kaczego Dołu! I ten blondyn tak mnie prosił: Rad, powiada, tylko ...ON:
A co rad?ONA:
No, przecież pan wie...ON:
A, no tak, wiem. To tak powiedział? Rad tylko? O rany, sercowy jezdem, choroba!ONA:
I już miało być weselé! I mówił mi: ”Dzieciątko będziemy mieli, takie małe!” Że brylant kupi, że te dzieciątko będzie się uczyć grać na klarnecie... I porzucił mnie!!!ON:
A co? Ten klarnet?ONA:
Ależ nie, ten blondyn. A miało być weselé! Kupiłam prosiaka! Powiesiłam go na balkonie, żeby się nie zepsuł. I miałam już jechać z nim do ślubu...ON:
(przerywając) Z kim? Z tym prosiakiem?ONA:
Z tym blondynem! I porzucił mnie!ON:
O rany, sercowy jezdem, choroba! Niech paniusia nie płaczé... Ja jezdem dżentelmen, ja się z paniusią ożenię! Porządny jezdem chłopak! Nie piję, nie palę... A powie paniusia, dlaczego ten blondyn z Kaczego Dołu porzucił paniusię? Jakieś takie... preferdynencje(?) zaszły czy co?ONA:
Moje zajęcie mu się nie podobało. ”Z taką kobietą jak ty nie mogę się ożenić! To byłaby hańba dla całego Narodu Polskiego!”, powiada.ON:
O rany! A cóż to za narodowiec, paniusiu? A cóż paniusia ma za jakieś tam feralne zajęcie, że ten, choroba, blondyn nie chciał się z paniusią ożenić?ONA:
Jestem urzędniczką w kasie chorych.ON:
Co? O rany! To co ja tu z paniusią jeszcze w ogóle rozmawiam? Lu, jazda z powrotem do wody!ONA:
Aaaa!!!
07.03.2021
Objaśnienia:
1)
szprynty
-
(niem. der Sprint) bieg, sprint
2)
tem
-
tym
Przepisała Bunia.
Szukaj tytułu lub osoby
Posłuchaj na
Etykiety płyt
Ona
On
ONA: Aaach!!!
ON: O rany, ktoś się utopił! No trzeba ratować!
A cóż to panna za szprynty urządza? Woda zimna, można się przeziębić. I w dodatku jeszcze mokra! Czy to nie lepiej pójść do łaźni miejskiej? Zawsze to łaźnia, a nie rzeka!
ONA: Po co mnie pan ratował? Po co?
ON: Jak to - po co? Wiadomo, sercowy jezdem, choroba!
ONA: Po cóż mnie pan ratował?
ON: No masz tobie, znowu po co? No przecież mówię, sercowy jezdem.
ONA: A jak mnie pan wyratował?
ON: Bardzo zwyczajnie. Jak tylko zauważyłem, że paniusia skoczyła do wody, to ja lu! za paniusią. Przepłynąłem caluśkie rzeké aż do Młocin! Spracowałem się jak choroba, psiakrew, a przy tem byłem głodny! Całe szczęście, że spotkałem po drodze tego śledzia wędzonego. Fajny śledź, inteligentny, choroba! To musi być jakaś szarża, bo na rekruta nie wygląda, bo ma uszy czyste.
ONA: Po co mnie pan wyciągnął? (szlocha)
ON: No masz tobie, znowu po co? No mówię przecie, że, choroba, sercowy jezdem, nie? I czy to ładnie fatygować dżentelmena, żeby sobie portki zmoczył? A diabli wzięli kant! A tak sobie wczoraj ładnie wyprasowałem, no... No niechże paniusia nie płacze, no! Portki sobie drugi raz wyprasuję i dobrze, już...
ONA: Ja nie dlatego płaczę...
ON: A czego paniusia płacze?
ONA: Po co mnie pan uratował...
ON: No znowu po co? No, obowiązek obywatelski!
ONA: Ja chciałam umrzeć!
ON: A niby po co i przez co?
ONA: Przez miłość...
ON: E, paniusiu, co paniusia gada... Umrzeć przez miłość! Przez miłość to jeszcze nikt nie umarł! A niejeden to się już urodził przez miłość! No tak, no co paniusia tak płacze? Niech paniusia przestanie płakać, no już, no, dosyć tego...
ONA: Przed rokiem zapoznałam jednego człowieka, z Kaczego Dołu, i od razu się w nim zakochałam!
ON: W tym Kaczym Dole?
ONA: Ależ nie, w tym człowieku! Był taki blondyn, że wytrzymać nie mogłam!
ON: Kto był taki blondyn? Ten Kaczy Dół?
ONA: Nie, ten człowiek z Kaczego Dołu! I ten blondyn tak mnie prosił: Rad powiada tylko ...
ON: A co rad?
ONA: No, przecież pan wie...
ON: A, no tak, wiem. To tak powiedział? Rad tylko? O rany, sercowy jezdem, choroba!
ONA: I już miało być weselé! I mówił mi: "Dzieciątko będziemy mieli, takie małe!" Że brylant kupi, że te dzieciątko będzie się uczyć grać na klarnecie... I porzucił mnie!!!
ON: A co? Ten klarnet?
ONA: Ależ nie, ten blondyn. A miało być weselé! Kupiłam prosiaka! Powiesiłam go na balkonie, żeby się nie zepsuł. I miałam już jechać z nim do ślubu...
ON: (przerywając) Z kim? Z tym prosiakiem?
ONA: Z tym blondynem! I porzucił mnie!
ON: O rany, sercowy jezdem, choroba! Niech paniusia nie płaczé... Ja jezdem dżentelmen, ja się z paniusią ożenię! Porządny jezdem chłopak! Nie piję, nie palę... A powie paniusia, dlaczego ten blondyn z Kaczego Dołu porzucił paniusię? Jakieś takie... preferdynencje(?) zaszły czy co?
ONA: Moje zajęcie mu się nie podobało. "Z taką kobietą jak ty nie mogę się ożenić! To byłaby hańba dla całego Narodu Polskiego!", powiada.
ON: O rany! A cóż to za narodowiec, paniusiu? A cóż paniusia ma za jakieś tam feralne zajęcie, że ten, choroba, blondyn nie chciał się z paniusią ożenić?
ONA: Jestem urzędniczką w kasie chorych.
ON: Co? O rany! To co ja tu z paniusią jeszcze w ogóle rozmawiam? Lu, jazda z powrotem do wody!
ONA: Aaaa!!!