Na jarmarku
538
tytuł:
Na jarmarku
gatunek:
scena komiczna
muzyka:
słowa:
Czemuż ta rolisia nie zorana
Przez mego Jasieńka zaniedbana
Przez mego Jasieńka zaniedbana
– Hej, kumotrze, kumie!
– A no, czego wołacie?
– Nie możecie to to opuścić z ceny? Stoicie przecie od rana i świni sprzedać nie możecie. Opuście to, no to kupię, przecie świniok strasznie chudy.
– Co bede opuszczoł, jak złoty, ino go potrzymać i odpaść z pół roku, to będzie tłusty.
– No to go trzymojcie, niechże was wciórności!
– Widzis go, on mi bedzie wciórności, patałach jeden. A som, to krowę bez mlika sprzedał. Powiada: una bedzie miała mliko, ino potrzeba, żeby go się nachlała. Jucha jeden, czym będziesz to mliko pompował? Ogónem? No bo inaczej nie.
– Słuchajcie gospodarzu, czy tą świnie macie na sprzedaż?
– A jużci, przecież świnia mnie sprzedać nie może.
– A ile ona waży?
– A czy jak głodno, czy kiej nażarto?
– No niby teraz ile waży, niech wiem, co kupuje i jak się godzi?
– Na dobrej wadze waży mniej, a na zły waży więcy.
– Czy ona oswojona? Bo ja mam dzieci w domu małe, żeby ich nie kąsała.
– Niech się paniusia nie boi, to chłopsko świnia, ona pańskiego minsa nie lubi. Nie ugryzie, nie.
– A ile za nią żądacie?
– Da mi paniusia całe trzysta tysięcy marków, to nie bede potrzebował reszty wydawać.
– A czemu ona się tak na nogach chwieje?
– Chwieje się? A może! To kupuj, paniusia, pryndzy, bo una pewnie zdycho.
– To wy takie świnie na jarmark prowadzicie?
– A bo to mi nie wolno? A bo co? Pani też się na świecie niewiele należy, a przyszłą pani.
– To wy mnie ze świnią porównujecie? Widzicie go, ordynus!
– Za świnię to mi choć ze sto tysięcy dadzą, a za panią to by jedny marki nie dali.
– Ja tu policję sprowadzę i karzę was aresztować za ubliżanie.
- Sprowadź se pani samego Lucyfera, to mi nic nie zrobi, bo jeszcze lo świń kryminału nie zbudowali.
– Gospodarzu, ileż to żądacie za tą świnie?
– Żądom czterysta tysięcy.
– Jak to? Przed chwilą przecież słyszałem, żeście żądali trzysta tysięcy.
– A no, jak pan słyszał, to czego się pan pyto? Żądołem trzysta, a tero podwyższyłęm, bo to pan nie wie, że co godzina marka tańszo? A z resztą nie wezmę mnij, jak pińcet tysięcy, bo muszę swojej babie pierścianek brylantowy kupić, bom jej obiecoł.
– No to diabli z wami! Kupię od kogo innego.
– Diabli z tobą, ty łyku zatracony! Świni mu się zachciało! A psa se złap za ogon i zabij, ty krowi ogónie! Widzisz go, choroba wściekło dopiero, no…
21.06.2021
Objaśnienia:
1)
wciórności
-
(w całości) diabli wezmą! licho porwie!
2)
jużci
-
no pewnie, oczywiście
3)
kum
-
ziomek, znajomy, przyjaciel (kum, kmotr - dawniej ojciec chrzestny) także: onomatopeja odgłosu żab
słowa kluczowe:
Dodaj komentarz
Szukaj tytułu lub osoby
Wykonawcy:
Wykonawcy:
Posłuchaj sobie
Etykiety płyt
Podobne teksty: