Warszawo, moja Warszawo
7727
tytuł:
Warszawo, moja Warszawo
Warszawo, piękna Warszawo
gatunek:
tango
muzyka:
oryginał z:?
1933 roku
słowa:
pochodzenie:?
obraz ”Nad Wisłą” rewia ”Dodatek nadzwyczajny” (1933 r.)
scena:
info:
Tango wyróżnione na konkursie teatru "Morskie Oko".
Jednak bliższa jesteś mi
Gdy, Warszawo, na ciebie patrzę
Czuję cię w sercu i we krwi
Jesteśmy z sobą razem
Ciągle razem, dzień i noc
Zachwycony twoim obrazem
Uśmiechów rzucam ci moc
Warszawo, cudna WarszawoTy jesteś miastem rodzinnem memWarszawo, moja WarszawoPoprzez miejski brukSłyszę serca twego stukWarszawo, piękna WarszawoJestem przy tobie nocą i dniemNie znajdę lepszej, chociaż szukałbym nie wiem, gdzieAch, bo Warszawo, ja kocham cię
Rankiem widzę cię w mgle spowitą
Nocą w brylanty zdobną lamp
Bliski twym nizinom i szczytom
Twe tajemnice wszystkie znam
Ty pierwszą radość moją
Miłość moją dobrze znasz
Miłość moją dobrze znasz
W smutku będziesz serca ostoją
Więc z wiarą patrzę ci w twarz
10.09.2014
słowa kluczowe:
Źródło "Syrena Record ..." Tomasza Lerskiego podaje dwóch różnych autorów muzyki. Num. katalogowy 3943 (str. 339) autorem jest Kataszek, potem, od 3960, Karasiński.
Szukaj tytułu lub osoby
Wykonawcy:
Wykonawcy:
Posłuchaj sobie
0:00
0:00
0:00
0:00
akompaniuje
Orkiestra Taneczna „Odeon” dyryguje
Władysław Eiger ⋯ ※ ⋯
Odeon seria O
kat: O. 236340 a.
mx: Wo. 1170
ze zbiorów:
Jerzy Adamski 0:00
0:00
Posłuchaj na
Etykiety płyt
Przy wszystkich innych wykonaniach jest podany Karasiński
Aston nagrał dwa razy tę piosenkę . Jedną pełnotekstową a drugi raz tylko refrenową wersję.
I przy tych płytach jest są różni autorzy.
Tu umieszczony odnośnik nagrania Astona jest refrenowym (7537 mat. 23163)
Niedowiarki, czcze umysły,
Pletą nam rozprawy,
Że na tamtym brzegu Wisły
Niema już Warszawy.
Że zdziczała, jak nie swoja,
Wszędy chwast i trawy,
Że nec locus ubi Troja
Z tej dawnej Warszawy:
Że o los biednego miasta
Pełni są obawy,
Że pleśnią i mchem porasta
Każden gmach Warszawy.
Ale byłem sam, widziałem.
Choć tęskniejsza, łzawa,
Choć nie taka jak ją znałem,
Ale jest Warszawa!
Wszędy ludno, wszędy tłumnie,
Aż oczom ciekawie.
I król Zygmunt na kolumnie
Jak dawniej w Warszawie.
Nie zgniecona do ostatka,
Nie Płock to, nie Mława,
Tem mniej Symbirsk, albo Wiatka,
Zawsze to Warszawa!
Czy w powszedni dzień, czy w święta
Na ulicach wrzawa,
I choć biedna, choć ściśnięta
Zawsze to Warszawa!
I choć strudzisz twoją stopę
Do znużenia prawie,
Zawsze znajdziesz Europę,
Nie Chiny w Warszawie.
Gdzie nie spojrzeć dziś na twarze,
Babuleńki żwawe,
Staruszkowie gawędziarze
Na całą Warszawę;
Krzepkiej młodzi grono liczne
Na każdej zabawie,
A kobiety takie śliczne
Jak zawsze w Warszawie!
A poczciważ to natura:
Co krok taniec prawie,
A tak samo rżną mazura
Jak dawniej w Warszawie.
Choć ją nieraz srodze nęka,
Uciska dłoń krwawa,
Łzę uroni, lecz nie stęka
Poczciwa Warszawa.
To też nie źle sobie żyją,
Stroją w pióra pawie,
Jedzą smacznie, tęgo piją,
Bo jest co w Warszawie;
Trudno tam o kęsie chleba
I o lichej strawie,
Lecz bogatym czego trzeba
W rozkosznej Warszawie?
Czy ci kieszeń tylko starczy
O to bądź w obawie,
A wszystkiego ci dostarczy
Stępkowski w Warszawie.
Bo gdzie znajdziesz takie raki,
I gdzie taka kawa,
Pieczeń z rożna albo flaki,
Jakie ma Warszawa?
Nieraz słyszeć się zdarzyło:
Plotkarska, ciekawa, —
Lecz gdyby plotek nie było
Byłażby Warszawa?
Zawsze jak w cenzurowanym
Ktoś siedzi na ławie,
Wyjdzie jak z łaźni skąpanym
I... cicho w Warszawie.
Choć zabawka ta dla śmiechu
Smakuje gorzkawie,
Ale w świecie któż bez grzechu?
Tembardziej w Warszawie!
Niechże się wesoło bawią
Ku ludzi poprawie,
Choć tem nigdy nie naprawią
Nikogo w Warszawie.
Mimo wszelkich wykrzykników
W moralności sprawie,
Zawsze swoich zwolenników
Diabeł miał w Warszawie.
Żeby ludzkość była płocha
Chce, bo sam ciekawy,
A że ktoś tam w kim się kocha
Co to dla Warszawy!
Albo to, że ktoś próżniaczy
Po dniach całych prawie,
Tych w rachunkach swoich znaczy
Bouquerel w Warszawie;
Jednak z pewnych nieba znaków
Sto za jeden stawię:
Za sześć wieków mniej próżniaków
Będzie już w Warszawie!
Także nierzadko się zdarza
Przy nabytej wprawie,
Rozpoznać typ pieczeniarza
Zwykłego Warszawie!
Gościnności któż nie ceni
Danej nam łaskawie?
Ja sam na cudzej pieczeni
Żyłbym rok w Warszawie.
W teatrze stary Żółkowski
Wywołuje brawa,
U nóg ślicznej Modrzejowskiéj
Calutka Warszawa.
Gdy Moniuszko lutnię trzyma,
Pod ton jego łzawy
Wzniośle śpiewa Deotyma
Mieszkańcom Warszawy.
Są odczyty mądrych rzeczy,
Sztuk pięknych wystawa,
Słowem nikt mi nie zaprzeczy,
Że to jest Warszawa.
I choć nieraz wszystkich więzi
Brak wszelkiej ustawy,
Zdolności w każdej gałęzi
Znajdziesz wśród Warszawy.
Choć pozornie nietroskliwa,
Ale w gruncie prawa,
I na litość się zdobywa
Najchętniej Warszawa.
Zacni ludzie, piękne panie,
Bez ujmy zabawie
Rozdają obiady tanie
Ubogim w Warszawie.
I nie jeden siwobrody
Tułacz w nędzy prawie,
Znalazł domowe wygody
I pomoc w Warszawie.
A studenci owi biedni,
Może płaszcz w zastawie,
Ale mają chleb powszedni
W tej zacnej Warszawie.
Przebaczasz im, że tańcują
I stroją jaskrawie,
Gdy tak robią i tak czują,
Ludziska w Warszawie!
Sam sobie nie zdajesz sprawy
I znika obawa,
Bo mówią: niema Warszawy!
A tu jest Warszawa!
Jest dobra, jest niespodlona,
Pracowita, żwawa,
Ucząca się i uczona
Słowem jest Warszawa.
Szczęść ci Boże, dobrym bytem,
Szczęść ci dobrą sławą,
I wytrwaniem w bólu skrytym
Poczciwa Warszawo.
Fogg Rercords 036/038
http://www.kppg.waw.pl/plyta.php?plyta=10203
(oczywiście Miecio na płycie zaśpiewał 2 albo 3 zwrotki z tego)
Zupełnie inaczej zachował się inny znany Żyd z przedwojennego show biznesu - Jan Brzechwa. Nie był obrzezany, miał doskonałe papiery, więc beztrosko chodził po Warszawie (rzecz jasna poza murami getta) . Był kochliwy, aż kiedyś trafił na kobietę, która odrzucała jego zaloty. Brzechwa się truł, przestał jeść - przez co twarz mu wychudła i semickie rysy stały się bardziej wyraźne. Nic nie pomagało. Być może dlatego, że jego wybranka miała męża. By ją przekonać kupił wielki tort i postanowił go wręczyć ukochanej w Ogrodzie Saskim. Jednak dostał kosza, a słowa: "nie chcę twojego tortu, nie chcę nic od ciebie ty Żydzie" usłyszeli dwaj szmalcownicy. Ujęli Brzechwę pod ręce i (razem z tortem) doprowadzili na aleje Szucha. Tam poeta oświadczył, że mogą go rozstrzelać bez sądu, bo nie zależy mu na życiu, gdyż osoba którą kocha nie chce się z nim połączyć. Niemcy pomyśleli, że mają do czynienia z wariatem i kopniakiem wyrzucili go za drzwi. Po wyjściu na ulicę Brzechwa przypomniał sobie o torcie, zatem wrócił, przeprosił zaskoczonego gestapowca, że znów przeszkadza i zabrał tort. Niemcy zaszokowani takim tupetem nie zareagowali, więc Brzechwa spokojnie opuścił gestapowską katownię.
Włast na pewno by się na coś takiego nie zdobył. Zawsze był mocnym introwertykiem, a od momentu zamieszkania w getcie gasł w oczach i fizycznie i psychicznie - zwłaszcza, iż doświadczył powiedzenia że "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie"
http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34860,1406815.html
I znowu płyną tanga tony
Jak w pierwszy wieczór nasz ten szalony
I budzi w sercu mem tęsknotę
Pomnę każde słowo twoje i pieszczotę
Gdyś utopił we mnie swe oczy
Miłości słodkiej szał mnie zamroczył
Świat zawirował wokół
A twego czar uroku
Już serca mego spokój wziął
Usta twe słodsze są niźli wino
Całuj mnie, kochaj mnie i całą weź
Szczęścia dni dzisiaj są, jutro miną
Przybądź dziś i tul, i pieść
Usta twe są od róż płomienniejsze
Przybądź dziś, czekam cię i żyję tem
Usta twe i od burz są szaleńsze
Wiem, że przyjdziesz jeszcze dziś, ja wiem
A choćbyś kiedyś mnie zasmucił
I dla jakiejś innej mnie porzucił
Wspomnienie zawsze będzie żywe
Za dni, co dałeś mi jasne i szczęśliwe
Bo kiedy wziąłeś mnie w ramiona
W tę pierwszą naszą noc tak szaloną
To dałeś z duszy twojej
Co słodkim czarem poi
Co budzi krew i koi ból
https://bibliotekapiosenki.pl/publikacje/Pewzner_Henryk_Usta_twe_tango