Pięciu najpożyteczniejszych ludzi
Daniel B: 2025-03-22 20:55
-Zaraz... Kogo ja widzę? Ty też jesteś tutaj?
-Tak, tutaj.
-Aaa, to bardzo dobrze, teraz my możemy razem coś zagrać.
-No ma się rozumieć, że możemy.
-Tak, tak, możemy. Ale przedtem ja chcę ci zadać parę zapytań.
-Jakich zapytań?
-Słuchaj. Wskaż mi pięciu najpożyteczniejszych i najbardziej potrzebnych ludzi.
-Hoho hehe... Tego ja nie wiem...
-Hahaha...
-Z czego tak...
-Tak, tak, ja od razu wiedziałem, że ty nie wiesz.
-W takiem razie ja ci zaraz powiem. Słuchaj. Pięć najpożyteczniejszych i najbardziej potrzebnych ludzi, to jest prezydent miasta, adwokat, ksiądz, żołnierz i włościanin robotnik.
-No, a dlaczego oni?
-Dlatego, że prezydent miasta troszczy się o wszystkich.
-Tak, tak, tak...
-Adwokat mówi za wszystkich, ksiądz modli się za wszystkich, żołnierz wojuje za wszystkich...
-A włościanin robotnik ?
-A włościanin robotnik pracuje, brudzi się i płaci za wszystkich.
-Ohohohahaha...
-Doskonale! Hahaha! Twoja prawda, tak, tak...!
-Tak!
-No a teraz powiedz mi, dla kogo przyroda stworzyła kartofle?
-Jak dla kogo...? Dla wszystkich, kto lubi.
-Hahahaha...
-A podłóg mego zdania, przyroda stworzyła kartofle wyłącznie dla biednego człowieka.
-Dla biednego człowieka?
-Tak, tak...
-Dlaczego dla biednego?
-Widzisz, dlatego że z biednego człowieka, wszyscy skórę zdzierają. Więc biednemu człowiekowi dano kartofle dlatego, żeby on chociaż z niej skórę zdzierał.
-Hahahaha...
-Bardzo dobrze, bardzo dobrze...
-No tak, a teraz, żeby jeszcze weselej było, daj coś zagramy razem...!
-No ma się rozumieć, zaczynaj!
Medycyna
Daniel B: 2025-03-22 00:29
-Pańskie Nazwisko?
-(...)Maurycy.
-Lat?
-Czterdzieści trzy do sto dwadzieścia.
-Kupiec, tak?
-A co, lotnik?
-Nie, my tylko dla statystyki.
-To panów tu jest kilka sztuk?
-My, to lekarze...
-Wiem, wiem, dzięki broń Boże, mało ja się naliczyłem.
-Więc cóż panu jest?
-Właśnie ja nie wiem co mnie jest.
-No niech pan się rozbierze.
-Co wieczór się rozbieram i nic nie pomaga.
-Muszę przecież pana zbadać.
-Oj, kto mnie już nie badał, i przez trąbkę mnie już słuchali i saksofon mnie przykładali...
-Pan żonaty...?
-Szalenie...
-Dzieci pan ma?
-Trzy i o więcej nie ma mowy.
-Dlaczego?
-Nie chcę ryzykować. Czytałem, że każde czwarte dziecko na świecie jest Chińczyk. Statystyka wykazuje.
-Boli pana coś?
-Nie.
-Apetyt pan ma...
-No i co z tego? Jem, jem, jem i jaki rezultat?
-Żołądkowe jakieś cierpienia?
-Żeby, ale nie...
-Nie. Sypia pan dobrze?
-W dzień zupełnie nie mogę spać.
-W dzień, ale w nocy...
-No kto w nocy nie śpi? Tylko że ja tak przez parę lat chrapałem, że samego siebie budziłem. Ale od tego czasu śpi w innym pokoju i nie słyszy.
-Sądząc tego wszystkiego, to pan jest zupełnie zdrowym człowiekiem... Chciałbym być tak zdrów jak pan.
-Tak...? A co panu profesorowi jest?
-Nic, serce mam trochę do czynienia...
-A, z sercem, wada serca.
-Nie, z reumatyzmu.
-Aha, reumakordyny pan profesor brał?
-Reumakordynę? Nie znam takiego środka.
-Daj pan, to ja panu zapiszę. Trzy razy dziennie po dwie pastylki przed jedzeniem. Świetne. Mało ja się naliczyłem, ja wszystko wiem...
-A zgagę pan miewał kiedyś? Zamęcza mnie...
-Głupstwo! Surowe jabłka na czczo i unikać ostrych przypraw, a oprócz tego niech pan pije na noc szklankę gorącej Vichy. Wie pan co, panie profesorze? Niech się pan rozbiera.
-Noż panie drogi...
-Głupstwo panie profesorze! Mało ja się naliczyłem, ja się na tym znam. Chodźno pan bliżej, stań pan do mnie tyłem.
-No...?
-Ja słucham, proszę oddychać.
-(oddychanie)
-Nie oddychać... Oddychać...
-(oddychanie)
-Nie oddychać... Oj, widzisz pan, są szmerki. Zakasłaj no pan...
-(kaszlenie)
-Mocniej!
-(kaszlenie)
-Uj, prawy szczycik troszeczkę zajęty... Pan powinien koniecznie wyjechać na świeże powietrze.
-Panie, gdzie ja mogę wyjechać, panie Wizenkopf... Trzydziestu pacjentów dziennie, panie, szpital, konsylia, nie...
-Dajno pan puls. Uj... Nie bardzo, panie profesorze. Na litość Boga rzuć pan papierosy, nie wolno! I co do wódki, absolutnie pana zabraniam. Sypia pan dobrze?
-Mało i niedobrze.
-Ja panu radzę chrapoliny; jeden proszek co wieczór. Apetyt pan ma?
-Słaby...
-No to kropnij sobie pan pół szklanki czystej przed jedzeniem.
-Przecież pan mówił, że do ani kieliszka?
-Inna rzecz kieliszek, inna rzecz szklaneczka. I niech pan przyjdzie za cztery tygodnie...
-Dokąd?
-Do mnie, Smocza 6, przyjmuję od czwartej do piątej, a pieniądze cały dzień.